poniedziałek, 14 września 2015

FREEDOM MAKEUP LONDON PRO SHADE & BRIGHTEN Mattes Kit 1, PRO BRONZED PROFESSIONAL Warm Lights – recenzja pierwszych produktów


Po Makeup Revolution, która to firma szturmem zdobyła światowe rynki proponując przystępne cenowo „odpowiedniki” znanych i lubianych produktów droższych marek czas na kolejną kosmetyczną nowość. FREEDOM MAKEUP LONDON bo o niej mowa, pochodzi mówiąc językiem motoryzacyjnym, z tej samej stajni co Makeup Revolution. FREEDOM proponuje całą gamę kosmetyków w jeszcze atrakcyjniejszych cenach niż jej starsza siostra. Oczywiście, muszą być jakieś ale – w Polsce w dalszym ciągu kosmetyki obu linii można kupić jedynie przez internet.

Gdy pierwszy raz zobaczyłam reklamę FREEDOM oczy mi rozbłysły i wiedziałam, że muszę coś przetestować. Poszukiwanie odpowiedniego „cosia” zajęło mi sporo czasu, gdyż po pierwszej euforii kolorystycznej stwierdziłam, że…nic mi się nie podoba. W końcu zdecydowałam się na dwa produkty i nabyłam je jeszcze w lipcu. Jak widzicie miałam dużo czasu aby porządnie je przetestować. 
Mój wybór padł na paletkę matowych cieni do powiek Pro Shade & Brighten Mattes Kit 1 oraz matowe trio do twarzy PRO BRONZED PROFESSIONAL Warm Lights.


Jako pierwsza w oczy rzuca się wielkość produktów. Paletka cieni jest malutka, zgrabna, dobrze rozplanowana, cienie wypełniają ją niemal całkowicie i nie ma w niej zbędnej, niezagospodarowanej przestrzeni. Trio do twarzy jest natomiast ogromne. To chyba największy samodzielny produkt jak posiadam. Niczym spodek od filiżanki. Podobnym produktem do twarzy wielkościowo i strukturalnie jest zestaw do konturowania twarzy z Sephory. Konsystencja obu produktów jest bardzo podobna, przyjemnie miękka, niemal satynowa ale wciąż o matowym wykończeniu. Wszystkie produkty do twarzy są matowe, najjaśniejszy służy mi jako puder, choć u normalnych w kolorze osób sprawdzi się jako matowy rozjaśniacz makijażu. Średni ma żółty odcień i dla mnie jest nieco za ciemny, ale wszystkich „normalnych” zapewne ucieszy jego tonacja i z powodzeniem nałożą go na całą twarz. Brązer jest delikatny, w chłodniejszym jednak nie szarawym odcieniu jak np. 505 Inglot, ładnie konturuje, dobrze sprawdza się w dziennym i lżejszym makijażu. 
Cienie nie powalają pigmentacją, najciemniejszy (antracyt, nie czerń) spisuje się całkiem dobrze, reszta bardzo przeciętna. Cenie bardzo pylą podczas aplikacji czy to na pędzel czy na powiekę, nawet po otrzepaniu nadmiaru – cała paletka, powieka i policzki są w cieniu. Są nietrwałe, o ile do delikatnego letniego makijażu lub na krótkotrwałe wyjście nadają się nieźle, to kilku godzin nie przetrwają, po 8 godzinach w pracy nie miałam oczu ;) Za cenę 13zł nie spodziewałam się cudów, ale myślałam, że jednak będzie lepiej. Sądzę, że te cienie znajdą swoich zwolenników, do mnie, mimo ulubionej kolorystyki, poręcznej wielkości, atrakcyjnej ceny i ilości kolorów niestety nie przemawiają.



Moja subiektywna ocena to trio –TAK, cienie – NIE. 

Mam nadzieję, że moja opinia o produktach FREEDOM MAKEUP była dla Was przydatna.

Pozdrawiam, M.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz