Witam Was serdecznie,
Jeśli śledzicie wpisy na moim blogu wiecie zapewne, że jestem fanką palet do samodzielnego skomponowania. Gdy zobaczyłam w szafie Essence nową linię z wymiennymi wkładami oraz puste palety w bardzo atrakcyjnych cenach, nie zastanawiając się długo postanowiłam sprawdzić co to za ciekawostki.
Essence przygotował puste poczwórne paletki, solidnie wykonane, poręczne, bez lusterka ale za to przez przeźroczyste wieczko od razu widzimy jakie kolory mamy w środku. Od razu zaznaczę, że nie są to paletki magnetyczne. Każdy cień jest w miseczce z tworzywa, którą do paletki montujemy na "zatrzask". Pomysł niezły, cienie są lepiej chronione niż w przypadku cienkich metalowych wyprasek, w których, w czasie przekładania z palety do palety, cienie często ulegają pokruszeniu.
Co do samych cieni, Essence wyprodukował kilkanaście kolorów o różnym wykończeniu, od matowych przez satynowe po metaliczne, nie wszystkie niestety były dostępne w moim sklepie, a z niektórych brakowało testerów. Cienie opakowane są w papierowe bistry z nazwą koloru i składem. Każda miseczka zabezpieczona jest przeźroczystym kapslem, który bez problemu możemy zdjąć i założyć ponownie.
Zdecydowałam się na podstawowy zestaw kolorystyczny: bazowy matowy beż 09 Chilli Vanilli, metaliczny szaro-brązowy, stalowy 19 Steel the Show, delikatnie satynowy śliwkowy fiolet 18 Black as a Berry. W opakowaniu cienie wyglądają obłędnie. Nabrane na palec i na swatchu prezentują się nadal super (zdjęcia z lampą - pogoda nie rozpieszcza). Dodatkowo mają bardzo przyjemną miękką konsystencję, matowy trochę pyli. Problem zaczyna się dopiero w czasie wykonywania makijażu. Pierwszy test wykonałam puchatym pędzelkiem syntetycznym. Beż nadał się nieźle pod łuk brwiowy, nie zrobił jasnej plamy, ładnie się rozprowadził, delikatnie osypał w trakcie aplikacji. Stalowy cień sprawił sporo kłopotu, bo nabrawszy go na pędzelek chciałam strząsnąć nadmiar i okazało się, że cały cień spadł z pędzla. Na białym włosiu nie zostało nic, dosłownie nic widocznego gołym okiem. Zmieniłam pędzel na naturalny, niestety niewiele to pomogło, podobnie jak aplikacja na mokro. Najlepszy efekt uzyskałam palcem, jednak o precyzję wówczas trudno. Oczekiwania oczywiście miałam na miarę cienia Platinum z palety Zoeva Mixed Metals ;) Cień Essence nałożony na bazę i odrobinę roztarty dużo traci na urodzie i "mocy", nie wytrzymał również trudów dnia i po kilku godzinach gdzieś zniknął... Taka tajemnicza teleportacja cieni z powieki nie zdarzyła mi się już dawno... Najgorzej wypadł najciemniejszy cień, który nabiera się podobnie na pędzel jak stalowy, jednak przy najmniejszej próbie roztarcia zamienia się w chmurę i ucieka z powieki, zastawiając lekki...brud? A zapowiadało się tak pięknie. 09 Chilli Vanilli okazał się "najlepszym" cieniem z całej trójki, chociaż muszę przyznać, że mam lepsze cienie bazowe w swoich zasobach. Bardzo liczyłam na 19 Steel the Show jednak trzeba się sporo nagimnastykować aby wykrzesać z niego to co widzimy w opakowaniu. Podobnie jest z 18 Black as a Berry - osiągnięcie pigmentacji z pudełeczka wydaje się niemożliwe. Pytanie czy warto tak bardzo napracować się nad tanim cieniem o krótkiej trwałości na powiece. Cienie kosztowały 4zł za sztukę, paletka 6zł.
Zastanawiam się, czy przypadkiem palety theBlam i Zoeva nie rozbestwiły mnie zanadto i czy nie wyrządzam krzywdy cieniom Essence swoją negatywną opinią. Postaram się więc o jak największy obiektywizm na podstawie trzech cieni i palety. Sam pomysł skomponowania własnej kolorystycznie palety jest super. System mocowania ogranicza jednak mocno użyteczność cieni i palety, zawężając ją do tej jedynej linii, gdyby były to tradycyjne magnesy możliwości mieszania byłoby duuużo więcej. Matowy beżowy cień 09 jest naprawdę przyzwoity, wspomniałam, że mam lepsze tego typu cienie, ale ale, mam również i gorsze ;) Ogromne oczekiwania związane z 19 prysnęły, lecz cień daje ładną poświatę, a bez dodatkowego podkręcania wygląda dość subtelnie i można spokojnie położyć go na całą powiekę. O 18 niestety nie mogę powiedzieć nic dobrego. Podsumowując, cienie Essence My must haves są bardzo zróżnicowane jakościowo, a wyglądem w opakowaniu nie należy się sugerować. Jedynym wyjściem jest własnoręczne przetestowanie w sklepie i sprawdzenie jak kolor i trwałość rozwijają się w ciągu dnia. Czy kupię kolejny cień? Wątpię, chociaż widziałam kolor który mnie zainteresował, lecz od pięciu tygodni nadal dostępny jest tylko jego tester. Beżową 09 będę pewnie zabierać na wyjazdy osobno, bo jak wspomniałam kapselki i miseczki zapewniają dobrą ochronę i stanowią osobne opakowanie. Przesłanie jest krótkie - sprawdźcie, nie kupujcie w ciemno!
Mam nadzieję, że moja opinia była dla Was przydatne i jeśli rozważacie zakup produktów z tej serii obejrzycie je najpierw na żywo.
Pozdrawiam, M.