wtorek, 11 lipca 2017

Miniatury, Starter Set'y, Travel Kit'y

Witam Was serdecznie,
Czy Wy również uwielbiacie miniaturki produktów? Miniaturki, próbki, mini-zestawy, to idealny sposób na przetestowanie jednego lub kilku produktów z linii za niewielkie pieniądze i bez żalu w razie gdy kosmetyk się nie sprawdzi. Jest to również idealne rozwiązanie na wszelkie dłuższe i krótsze wyjazdy. Dla mnie ważne jest również to, czy mogę ponownie wykorzystać opakowanie (ale o opakowaniach "zastępczych" innym razem :)). Coraz więcej marek oferuje swoje produkty w mniejszej wersji, stacjonarnie najczęściej wybór nie jest oszałamiający, choć zdarzają się wyjątki o których dziś opowiem. Z własnego doświadczenia wiem, że największy wybór jest zawsze u producenta.
I tak np. na stronie internetowej Tołpy, polskiego producenta naturalnych kosmetyków możemy znaleźć szeroki wachlarz produktów w opakowaniach 15ml, 30ml, 50ml i 75ml. Tołpa proponuje miniwersje większości pełnowymiarowych produktów, a zamawiając na firmowej stronie, do każdego zamówienia wybieracie dodatkowo 5 dowolnych próbek. Plusem jest również to, że buteleczki i tubki można okręcić i napełnić ponownie :) 

Mistrzem miniproduktów jest dla mnie The Body Shop. W pojemnikach po 30ml i 50ml znajdziemy wszystkie masła do ciała, żele pod prysznic, kremy do rąk, szampony i odżywki ze stałej i sezonowej oferty oraz niektóre toniki, płyny do mycia twarzy i kremy. The Body Shop to naturalne, ekologiczne, nie testowane na zwierzętach kosmetyki o oszałamiających zapachach i właściwościach. W sam raz dla wrażliwców i alergików. Wszystkie opakowania można wykorzystać ponownie. Dodatkowo opakowania próbek również są wielokrotnego użytku, z porządnym zamknięciem i w podróży pomieszczą np. 10-15ml kremu do twarzy. 

Mini-kolorówkę można najszybciej znaleźć w Sephorze. Duży wybór oraz stałość oferty przemawiają na korzyść tej stosunkowo kosztownej drogerii. Oczywiście warto polować na promocje, których nie brakuje, szczególnie latem. Poza kosmetykami do makijażu Sephora oferuje duży wybór mini-pielęgnacji oraz zestawów podróżnych.
Moje ulubione to te z Biotherm, właśnie dzięki miniaturom odkryłam swój ulubiony krem na dzień (normalnie nawet nie spojrzałabym w kierunku tak drogiego produktu). Najlepiej wybierać zestawy wieloelementowe, lub takie o stosunkowo dużych pojemnościach. Zestaw ze zdjęcia kosztował ok. 50zł i zawierał 20ml kremu na dzień Aquasource w szklanym słoiczku, 20ml kremu na noc Aquasource Night Spa w tubce, 30ml płynu micelarnego, 5ml serum
Aquasource na noc oraz kosmetyczkę.
Zestaw opłacalny, biorąc pod uwagę, że normalna cena 50ml kremu to 129zł. Obecnie można dostać zestawy do oczyszczania (tonik 30ml, płyn dwufazowy 30ml i krem do mycia twarzy 20ml) oraz do pielęgnacji (tonik 30ml, krem na dzień 20ml, balsam do ciała 40ml i balsam do ust 5ml) widoczne na zdjęciu obok - górny rząd.

W drogeriach stacjonarnych Rossmann, Kontigo i Natura oraz internetowych ekobieca.pl, cocolita.pl czy kosmetykizametyki.pl możemy znaleźć wiele miniaturek do pielęgnacji.
Do gustu przypadły mi zwłaszcza zestawy z Clareny (każdy po 17zł w Kontigo). Pierwszy zestaw od lewej to kawiorowy peeling 30ml i odmładzający krem do twarzy 15ml, zestaw drugi to oliwka do demakijażu 30ml i liftingujący krem do twarzy z jadem żmiji 15ml. Zestaw startowy GlySkin Care to już w zasadzie nie miniatury a produkty o normalnych pojemnościach.
W przeźroczystej kosmetyczce znajdziemy delikatny płyn do mycia twarzy z kwasem glikolowym (jest naprawdę super-delikatny) w opakowaniu z pompką 100ml, tonik z kwasem glikolowym 100ml i nawilżająco-łagodzący krem na dzień i na noc polecany po zabiegach z użyciem kwasów 30ml w opakowaniu z pompką ciśnieniową. Opakowanie po toniku i płynie można ponownie napełnić. W drogeriach znajdziemy też minikosmetyki różnych marek oraz testery i duże próbki.
Jako konsultantka cieszę się, że również Avon dostrzegł taką potrzebę wśród konsumentów i wprowadził mniejsze pojemności opakowań. Królują tu oczywiście perfumy po 30ml, perfumetki po 15ml oraz roletki po 10ml. W tym roku możemy wybrać też 30ml kremy do rąk Planet Spa i 50ml kremy przeciwsłoneczne z wysokimi filtrami. Od lat w ofercie znajdują się również kremy Anew w słoiczkach po 10ml i 15ml. Oferta jest uboga, ale liczę że z czasem się to poprawi, jeśli nie na stałe to chociaż w wakacyjnych katalogach.

Wiele osób lubi zabierać w podróż próbki lub jednorazówki (zmywacz do paznokci w chusteczce, chustki do demakijażu, maseczki w płachcie). Jest to bardzo wygodne rozwiązanie, chociaż osobiście jestem przeciwnikiem brania niesprawdzonego wcześniej kosmetyku. Nigdy nie wiadomo jak na nowy kosmetyk zareaguje skóra, szczególnie w połączeniu z "obcą" wodą, jedzeniem i np. ostrym słońcem. W przypadku znanego nam kosmetyku, który dobrze tolerujemy w różnych warunkach, jednorazowe saszetki świetnie się sprawdzają. Pamiętajcie, że w każdej drogerii czy aptece zawsze możemy poprosić o darmową próbkę konkretnego produktu. Po to one są :)

Na koniec kilka słów o samych opakowaniach. Często bywa tak, że nasze ulubione produkty nie są dostępne w mniejszej pojemności lub zwyczajnie, nie opłaca się ich tak kupować.
W sklepach można dostać gotowe przeźroczyste opakowania podróżne na kosmetyki o różnych konsystencjach w opakowaniach do 100ml. Sama często takie wybieram, jednak nie każde takie opakowanie możemy zabrać do bagażu podręcznego do samolotu. Na co zwrócić uwagę? Poniżej zdjęcie 4 możliwości, które mamy do wyboru.
Pierwsza to przeźroczysta buteleczka 100ml z zestawu podróżnego Donegal prezentowanego na poprzednim zdjęciu, do uzupełnienie według uznania. Druga to buteleczka 100ml do kupienia "luzem" w Rossmannie, również do napełnienia. Następnie puste opakowanie po szamponie Tołpa 50ml, do którego możemy znów wlać swój ulubiony szampon. Na końcu gotowy miniprodukt 50ml. Co je odróżnia? Zwróćcie uwagę na oznaczenia na butelkach.
Dwie z nich są wyczerpująco opisane, wiadomo co zawierają i co ważne jaka jest ich pojemność.  Buteleczka z Rossmanna ma oznaczoną pojemność i nie jest to naklejka a nieusuwalny nadruk. Buteleczka z Donegal jest czysta. Trzy z nich w ciemno można brać do samolotu, z butelką Donegal może być różnie. Od dobrej woli kontrolera zależy czy buteleczka z nami poleci czy wyląduje w koszu razem z niezbędną nam do życia zawartością ;) Widziałam takie akcje i sama bym nie zaryzykowała. Kupiłam zestaw Donegal przez internet, był oznaczony jako samolotowy, nawet na metce jest rysunek samolotu. Brak oznaczeń sprawia jednak, że zestaw będzie podróżował ze mną tylko samochodem lub pociągiem.

Mam nadzieję, że post był dla Was przydatny i ciekawy.
M.




wtorek, 4 lipca 2017

Azja w mojej kosmetyczce c.d. / Asia in my cosmetic bag cont.



Witam Was serdecznie, 
druga część długiego wpisu o azjatyckich kosmetykach w końcu się pojawiła. Przez ten czas miałam okazję zakupić i przetestować kilka dodatkowych produktów.


Na początek c.d. pielęgnacji i zacznę od bardzo znanego japońskiego kremu parowego. SteamCream, czyli dla mnie, serce w rozterce. To naprawdę bardzo dobry krem, odpowiedni do różnych typów skóry, nie testowany na zwierzętach i bez składników pochodzenia zwierzęcego, nadaje się nie tylko do twarzy ale również do pielęgnacji ciała.
Do tego krem zamknięty jest w designerskiej metalowej puszcze. I wszystko byłoby ok, gdyby nie jego zapach. Nie mogę. Zwyczajnie nie mogę wytrzymać tego zapachu. Jest to moje subiektywne odczucie, bo niektórzy nawet go nie czują.
Mnie pozostaje tylko smarować nim pięty… Dodam, że krem kupiłam w wersji mini – 25ml – i do tego w dużej promocji :) Puszka po kremie służy świetnie jako tzw. „opakowanie zastępcze” gdy wybieram się w jakąś podróż.



Po maseczkach w płachcie, postanowiłam wypróbować koreańskie maski oczyszczające w tradycyjnej formie kremu/żelu. Na pierwszy ogień poszedł Pilaten i czarna maska z węglem z bambusa.
Maska jest faktycznie czarna jak smoła i szklista nawet po zaschnięciu. Na opakowaniu znajdziemy opis stosowania oraz ostrzeżenia. Tak, maseczka wymaga ostrzeżenia przed zastosowaniem. Po pierwsze jest bardzo „ostra”, inwazyjna. Wyrywa wągry z twarzy, niestety czasem razem ze skórą…
Odrywanie jej daje tyle przyjemności co depilacja plastrami, lecz w przypadku maski należy to robić stopniowo i powoli. Zgodnie z zaleceniem, przed zastosowaniem należy rozszerzyć pory przy użyciu okładu z ciepłego ręcznika, jednak ja polecam wykonanie tradycyjnej parówki z czystej wody lub rumianku (nie używajcie do parówki produktów zwężających pory jak szałwia, lawenda, olejek herbaciany, tymianek, mięta, nagietek).
Działa zdecydowanie lepiej niż ręcznik i zmniejsza ryzyko uszkodzenia naskórka. Maskę należy stosować miejscowo, nie odważyłabym się zresztą nałożyć ją na całą twarz, raz w tygodniu lub rzadziej. Maska naprawdę działa i oczyszczenie widać po pierwszym użyciu. Zalecałabym jednak ostrożność i rozważenie „za” i przeciw” przez stosowaniem, jeśli macie suchą, wrażliwą lub cienką, naczyńkową skórę.




Druga maska o kremowej formule to dwupak od Caolion. Dwustopniowa maseczka oczyszczająca pory to intensywna, rozgrzewająca maseczka oczyszczająca oznaczona na czerwono i niebieska chłodząca, ściągająca maska.
Kupiłam miniaturę 10g + 15g na wypróbowanie. To produkt do regularnego stosowania, efekt widać po ok. 3 użyciu. Nie jest tak diabelska jak Pilaten, ale naczyńkowcy muszą uważać z rozgrzewającą częścią. Można użyć ją na całą twarz, lecz ja ograniczam się do brody i nosa.





Ostatni koreański produkt pielęgnacyjny do oczyszczania to musujące mydełko Caolion. Zadaniem mydełka jest codzienne, stopniowe oczyszczanie skóry i porów. To ręcznie robiony produkt bez SLS i SLES w składzie, jednak nie nadaje się dla alergików i wrażliwców. Moja skóra jest zbyt wrażliwa bym stosowała je na co dzień, używam go przed maskami o których pisałam wyżej, by nie drażnić skóry peelingiem.
Mydełko nie przesusza jak inne produkty tego typu, ze względu na stosunkową dużą zawartość olejów i składników nawilżających. Jeśli chcecie wypróbować ten specyfik, polecam tak jak ja zacząć od miniatury 25g która wystarcza na dość długo, ok. 2,5 tygodnia codziennego stosowania rano i wieczorem. To wystarczający czas aby sprawdzić skuteczność jego działania.


Rosyjskie kosmetyki z serii Apteczka Babuszki Agafii od jakiegoś czasu dostępne na naszym rynku można już kupić w niektórych drogeriach stacjonarnych. Przedstawię Wam trzy wybrane produkty, odżywczy krem na noc z jonami srebra, krem na dzień do 35 roku życia oraz maskę do włosów. Przede wszystkim, chcę zwrócić uwagę na fakt, że kosmetyki ABA są ekologiczne, z naturalnych składników rosnących na naszej szerokości georgaficznej, słabo konserwowane, przystępne cenowo i naprawdę bardzo dobre. Przetestowałam kilka rożnych produktów Babuszki Agafii i żaden mnie nie uczulił. Maski do włosów, szampony oraz peelingi do ciała w idealnej formie 100g saszetek z odkręcanym korkiem to fantastyczne rozwiązanie w podróży. Ziołowy peeling w formie przeźroczystego żelu zaskoczył mnie substancją ścierną – łupiny orzechów, to standard, a w tym peelingu masowałam się nasionami kminku i kaszą gryczaną! Maski do włosów spełniają swoje zadanie, podobnie jak szampony, używając ich czuć, że to kosmetyki naturalne. Krem na noc z jonami srebra to moje prywatne odkrycie. Jest fantastyczny, świetnie odżywia i zagęszcza skórę a przy tym ogranicza i leczy wszelkie wypryski. Jest bardzo wydajny i ma minimalny, neutralny, „łąkowy” zapach. Nie powoduje powstawania suchych skórek ani przetłuszczania skóry a kosztuje mniej niż 10zł (na ekobieca.pl). Krem na dzień do 35 roku życia nie jest już niestety tak spektakularny, bo po 30 potrzeba jednak więcej nawilżenia niż ten kremik może nam dać, ale do młodej cery powinien dobrze się sprawdzić. To produkty do codziennego użytku, w przystępnych cenach, o bardzo dobrym składzie. Polecam wszystkim alergikom i wrażliwcom, zwłaszcza produkty z maliną moroszką i olejem lub wyciągiem z owoców rokitkika. 

 

Na koniec zostawiłam sobie kolorówkę. Dwa produkty Maybelline produkowane „na” Azję i jeden produkt koreańskiej firmy Missha. Wszystkie te produkty kupiłam niestacjonarnie i trochę „w ciemno”. Puder w kompakcie Maybelline to magnetyczny zapas dedykowany do niebieskiej kasetki z lusterkiem i gąbeczką, której próżno szukać w sklepach i internecie.
Na szczęście można go włożyć do dowolnej głębszej palety magnetycznej. Kolor P01 (bo tylko taki był) okazał się dla mnie za ciemny. Tonacja żółto-oliwkowa przypadła do gustu mojej mamie, która stwierdziła, że to fantastyczny produkt i używała zamiast podkładu.
Nie bez znaczenia jest fakt, że puder ma filtr przeciwsłoneczny SPF30. Faktycznie to typowy, mocno kryjący kompakt, w kamieniu, ale o lekko kremowej formule, nie pyli. Kompakt jest z linii mineralnej, choć wiadomo, że to taka drogeryjna mineralność, która z prawdziwymi produktami mineralnymi ma mało wspólnego, jednak i tak skład jest przyjazny i dobrze spisuje się na tłustej lub mieszanej, ale zarazem wrażliwej skórze. Na suchej u mojej mamy również świetnie dawał radę. Dla żółtych bladziochów polecam odcień B01. Drugi produkt Maybelline to Pure Mineral BB Base w kolorze 01.
Baza to płynny, prawdziwie mineralny krem BB o bardzo jasnym oliwkowym odcieniu. Krycie jednej warstwy jest umiarkowane, jednak można je budować. Można go używać samodzielnie przy skórze tłustej (poprawia jej kondycję), na krem przy mieszanej i normalnej, lub jako bazę pod podkład. Nie ma tu żadnych zbędnych olejów i alkoholu, bazą jest woda. Filtr (mineralny) SPF26 zapewnia przyzwoitą ochronę w naszym klimacie. Polecam. Na zdjęciu zestawiony z Max Factor All Day Flawless 40 Light Ivory i Loreal True Match N1.

 

Z Misshy zdecydowałam się na mocno kryjący podkład The Style z SPF30 w kolorze 13 Peach Beige bo wszystkie kremy BB w tym kolorze były już wyprzedane. I okazało się, że trafiłam w 10! To najlepszy podkład jaki kiedykolwiek używałam. Nie wchodzi w interakcje z żadnym kremem, na każdej bazie wygląda i nosi się tak samo. Jest bezalkoholowy, bezolejowy, a nośnikiem jest woda z bławatka. Podkład przede wszystkim znacząco poprawił kondycję mojej skóry. Nie powoduje wyprysków, nie przesusza, nie przetłuszcza, nie podkreśla zmarszczek, świetnie kryje naczyńka, nie osadza się i nie zatyka porów.
Do tego wspaniały super jasny kolor niczym druga, lepsza skóra. Dla mnie to ideał i zamierzam się go trzymać. Wysoki filtr i fajny skład są przyjazne dla alergików i wrażliwców. Podkład jest bardzo wydajny i wystarcza na długo, można budować krycie, lecz uważam, że nie ma takiej potrzeby. Można nanosić go palcami, ale najlepiej wilgotną ściętą gąbką-jajkiem z Rossmana (dobrze spisują się też gąbki Donegal i W7, natomiast jajek Kyllis, Golden Rose oraz Vipera nie polecam). W przeciwieństwie do Revlona Color Stay, bardzo dobrze zmywa się i z twarzy i z gąbeczki (nawet zaschnięty można łatwo usunąć i nie odbarwia). Kolor 13 Peach Beige to super jasny oliwkowy z kropelką beżo-różu (?). Zdecydowanie nie jest żółty, ale nie jest też różowy. Zestawiłam go na zdjęciu z Loreal True Match N1. Kryjących podkładów nie powinno się stosować codziennie o czym kilkakrotnie gorzko się przekonałam, jednak The Style jest na tyle delikatny i o przyjaznym składzie, że używając go od trzech miesięcy co rano, skóra jest w takim stanie, że swobodnie pozwalam sobie na wyjście bez makijażu:)


Mam nadzieję, że wpis był dla Was ciekawy i przydatny.
M.